Samotność ułatwia, związek wymaga: jak przełamać barierę?
- wkrupa015
- 7 paź
- 3 minut(y) czytania
Ostatnio zacząłem się zastanawiać nad samotnością, która jest wynikiem rozpadu związku czy to małżeńskiego czy też partnerskiego. Jako terapeuta, ale też jako singiel z dużym stażem zauważam, że im dłużej ktoś jest sam, tym trudniej mu znów się otworzyć na związek. Temat tak mnie zafrapował, tym bardziej, że aktywnie w tym partycypuję, iż postanowiłem napisać klika słów, które być może w jakiś sposób rozjaśnią długoletnim singlom stan pewnej "umysłowej niemożności".
Więc od poczatku: dlaczego tak się dzieje?
Wymienię tutaj i pokrótce opiszę pewne psychologiczne mechanizmy, które nie chcą nas puścić spowrotem w świat związków.
Bezpieczeństwo rutyny.
Samotność uczy nas określonych nawyków: planowania dnia pod siebie, szukania poczucia spokoju w przewidywalności, bycia odpowiedzialnym tylko za swoje potrzeby. To daje komfort — i jednocześnie buduje barierę przed zmianą. Nowy związek wymaga elastyczności, kompromisów i wejścia w niepewność.
Mechanizmy obronne.
Po doświadczeniu rozstania, straty czy zranienia często rozwijamy sposób myślenia: „Lepiej być samemu niż znów cierpieć”. To zdrowa próba ochrony siebie, ale z czasem może stać się automatem — zamykamy się, podświadomie odrzucamy bliskość zanim jeszcze ktoś realnie nas zrani.
Zniekształcenia poznawcze.
Po długim czasie w samotności łatwo wpaść w myśli typu „nie nadaję się”, „już za późno”, „wszyscy tamci są tacy sami”. Takie przekonania ograniczają odwagę do podejmowania ryzyka, a także prowadzą do selektywnego postrzegania potencjalnych partnerów.
Brak praktyki intymności.
Relacje to umiejętność — jak mięsień. Jeśli przez lata nie ćwiczymy bliskości, rozmów o potrzebach, rozwiązywania konfliktów, to wejście w związek bywa niezręczne i stresujące. Może pojawić się lęk przed „zepsuciem” tego, co nowe.
Wysokie standardy lub nadmierna ostrożność.
Kiedy wiele lat jesteśmy sami, zaczynamy myśleć, że partner musi spełnić dużo kryteriów, żeby „opłacało się” zmienić wygodną rutynę. To powoduje, że odrzucamy potencjalne relacje zbyt szybko.
A co w związku z tym dzieje się w głowie i w zachowaniu?
Wycofanie i testowanie
Na początku kontaktu możemy dystansować się, robić „testy” lojalności partnera, czego efektem bywa zniechęcenie drugiej strony.
Nadmierne analizowanie
Każde słowo czy gest rozbieramy na części, szukając dowodów na to, czy warto się angażować.
Przeciąganie decyzji
Odwlekamy pierwsze randki, wchodzimy w relację powoli, by sprawdzić, czy nie uciekniemy w panicznej reakcji.
Samowystarczalność jako zasłona
Chwalimy swoją niezależność, ale często to osłona przed lękiem przed bliskością.
Unikanie konfliktów albo natychmiastowa eskalacja
Brak praktyki w rozmowach o potrzebach może prowadzić do tłumienia problemów lub, przeciwnie, nagłych wybuchów emocji.
Chyba nie ma takich sytuacji, z których nie można wyjść, więc pokuszę się kilka małych podpowiedzi, które dla zdecydowanych porzucić "stan" singla , mogą pomóc przełamać bariery, które nosimy w głowie.
Jak można nad tym pracować? (krótko, na zachętę)
- Zacznij od małych kroków: krótsze rozmowy, drobne przełamania rutyny społecznej.
- Pracuj nad przekonaniami — zapisz te, które cię ograniczają i sprawdź, czy są naprawdę prawdziwe.
- Ucz się intymności stopniowo — bliskość można budować jak mięsień: małymi repetycjami.
- Daj sobie prawo do błędów — odrzucenie czy nieudana relacja nie zmienia twojej wartości.
- Jeśli potrzeba, skorzystaj z terapii — pomoc może przyspieszyć i ułatwić bezpieczne wejście w relacje.
Na koniec — bycie samemu przez dłuższy czas nie jest przestępstwem ani porażką. To doświadczenie, które wiele osób wykorzystuje do samopoznania. Trudniej jest wejść w związek, bo wymaga to rozmontowania pewnych mechanizmów ochronnych. Ale to też szansa — bo świadome wejście w relację po czasie samotności może dać głębszą dojrzałość i lepsze granice. Poza tym, z doświadczenia osobistego i zawodowego powiem, iż wyjście ze swojej strefy komfortu najczęściej przynosi bardzo pozytywne doznania życiowe, oraz ubogaca nasze życie w nowe, często piekne chwile, które potocznie nazywamy ŻYCIEM.






Komentarze